Dlaczego nie strajkowałem - Nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe

 

Nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe

        W piątek 5 kwietnia, gdy kończyłem pracę zwróciłem uwagę na panie sprzątające. Gdyby one zastrajkowały (a miały do tego pełne prawo), utonęlibyśmy w brudzie, gdyby pani na portierni strajkowała, nikt nie miałby jak wejść do szkoły, gdyby księgowość zastrajkowała, nikt nie otrzymałby wynagrodzenia, nawet pomniejszonego o dni strajku. Mój 5-cio letni syn chodzi do przedszkola. Gdyby tam zastrajkowano, nie mielibyśmy co zrobić z dzieckiem. Niestety wiele przedszkoli, szkół podstawowych i gimnazjów strajkowało nie zapewniając dzieciom opieki. To zdecydowanie nie moralne. Cel nie uświęca środków. Dofinansowanie oświaty i podniesienie pensji nauczycieli, to godziwe cele, ale nie można o nie walczyć w sposób bezwzględny, nie licząc się z dobrem dzieci. Jeśli nie chcę, aby przedszkolanki strajkowały, to sam nie powinienem strajkować. Logiczne. Nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe. „Wszystko więc co chcielibyście chcieli, żeby ludzie wam czynili i wy im czyńcie” (Mt 7,12) naucza Jezus. Jestem głęboko wdzięczy paniom z przedszkola sióstr miłosierdzia za ich pracę. Byłem z moim synem na drodze krzyżowej, którą poprowadziły razem z dziećmi. Gdy zobaczyłem jak przyprowadzają dzieci do kaplicy, klękają z nimi i pozdrawiają Pana Jezusa, wzruszyłem się i byłem im wdzięczny za to, że pomagają mi wychowywać w wierze mojego syna.   

      Podczas strajku byłem przez trzy dni na egzaminach gimnazjalnych, mimo, że pracuję w szkole ponadgimnazjalnej. Skutkiem tego, że większość nauczycieli strajkowała, pozostała część była przeciążona pracą przy egzaminach. To trochę nie fair. Dlaczego ktoś ma pracować za kogoś innego i wykonywać pracę, którą ktoś inny powinien wykonać? Wolałbym mieć lekcje i katechizować młodzież, niż być na egzaminach gimnazjalnych. Tu pojawia się kolejny skutek strajku; ponieważ większość nauczycieli w szkole w której pracuję (i nie tylko w niej), strajkowała, stąd lekcje zostały zawieszone. Tak więc ci, co chcieli pracować (a na szczęście byli tacy), właściwie nie mieli z kim, bo uczniowie, poza małymi wyjątkami, nie przychodzili. Kwiecień, to zwłaszcza dla maturzystów, czas intensywnej pracy, powtórek, sprawdzianów, ostatnich przygotowań do egzaminów, itp. Teraz to wszystko, nagle przestało się liczyć, no bo przecież strajk… Zresztą same matury były zagrożone…