Prawda o Jezusie

 Interesuje mnie chrystologia, stąd z żywym zainteresowaniem śledziłem polemikę toczącą się wokół wykładów prof. T. Węcławskiego (od kwietnia 2008 r. T. Polaka) zamieszczonych na stronie Pracowni Pytań Granicznych UAM jak i wygłaszanych na uczeni.

Mam na myśli dyskusję, która toczyła się na łamach „Tygodnika Powszechnego” w 2008 r.[1] Była ona tym bardziej interesująca, iż wzięły w niej udział takie osoby jak, np. abp Józef Życiński, ks. prof. H. Seweryniak, czy ks. prof. H. Witczyk. Jestem przekonany, że za twierdzeniami profesora T. Węcławskiego, kryje się jego osobiste doświadczenie, historia, jakiś dramat, który doprowadził do radykalnych stwierdzeń dotyczących Osoby Jezusa, a także początków chrześcijaństwa i Kościoła. Bliskie mi jest pytanie ks. prof. H. Seweryniaka, o to „jakie osobiste racje popchnęły założyciela Pracowni Pytań Granicznych do tak radykalnych działań, jak te, które przedsięwziął w minionym roku”[2].

 1.Pytania o Jezusa

Sadzę, że jeżeli ktoś dojdzie do przekonania, iż Jezus z Nazaretu był jedynie człowiekiem, być może niezwykłym, wręcz wybitnym, niemniej na pewno nie Bogiem, to logiczną konsekwencją tego przekonania może stać się opuszczenie Kościoła. Oczywiście mam na myśli głębokie osobiste, przemyślane przekonanie, ze świadomością jego konsekwencji. Nie chodzi mi o, nazwijmy to, wątpliwości w wierze, o jakieś chwilowe zwątpienie wywołane pewnymi trudnościami, przejściowy kryzys, czy jakąś postawę niezdecydowania. Chodzi mi o świadome, przemyślane określenie swojego stosunku do Osoby Jezusa Chrystusa i zdecydowane odrzucenie prawdy o Nim, jako o wcielonym Synu Bożym, drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej. Jest dla mnie tajemnicą, jak to się stało, że teolog, były członek Międzynarodowej Komisji Teologicznej, specjalista z teologii fundamentalnej, stał się kimś, kto kwestionuje Bóstwo Jezusa. Nie wiem, jak do tego doszło. Uważam, że jest to pewien, najprawdopodobniej bolesny dramat, nie tylko teologa, ale przede wszystkim kapłana i chrześcijanina, katolika, człowieka, który przypuszczalnie stopniowo odchodził, a w końcu odszedł od wyznawanej i głoszonej przez siebie wcześniej wiary. Nie sądzę też, aby T. Wecławski chciał się na łamach tygodnika, czy w jakiś inny sposób, tłumaczyć ze swojej decyzji. Tak wynika z jego deklaracji, zamieszczonej zresztą w Tygodniku Powszechnym. Niemniej odejście ze stanu kapłańskiego oraz z Kościoła, jest moim zdaniem logiczną konsekwencją zanegowania Bóstwa Chrystusa. Z tego powodu trudno mi rozumieć wypowiedź ks. J. Prusaka SJ, który zapytał: „zastanawiam się jedynie, dlaczego granicą naszego doświadczenia Kościoła ma być apostazja. Oto pytanie, które chętnie bym postawił Tomaszowi Węcławskiemu”[3]. Myślę, że to pytanie znajdujące się na końcu cytowanego artykułu, jest wynikiem wcześniejszych wywodów autora.